Stanisław Furman

Profesja/umiejętność/praktyka: strażactwo ochotnicze, mechanika maszyn, hodowla trzody chlewnej, kierowca

Miejsce zamieszkania: Wiśniowa

Pan Stanisław pochodzi z Poznachowic Dolnych, gdzie był strażakiem tamtejszej Ochotniczej Straży Pożarnej w latach 1958-1966. Do ochotniczej służby strażackiej wprowadził go ojciec już w wieku 16 lat. Po ślubie przeprowadził się do Wiśniowej – rodzinnej miejscowości żony. Od 1982 roku należy do Ochotniczej Straży Pożarnej w Wiśniowej, w której od 1983 pełni funkcję naczelnika (wiceprezesa). Wraz z wieloletnim prezesem OSP Wiśniowa Władysławem Ciślikiem był współinicjatorem i współtwórcą budynku strażnicy w Wiśniowej, która została oddana do użytku w roku 1988. Wcześniej, po drugiej wojnie światowej, wiśniowscy strażacy mieli swoją siedzibę w budynku drewnianej żydowskiej bożnicy. Obecnie Pan Stanisław jest również wiśniowskim komendantem gminnym (wiceprezesem Zarządu Oddziału Gminnego Związku Ochotniczych Straży Pożarnych RP). Strażacy z Wiśniowej od kilkunastu lat należą do Krajowego Systemu Ratowniczo-Gaśniczego. Rodzinne tradycje strażackie kontynuuje syn Piotr Furman, który również jest aktywnym członkiem jednostki w Wiśniowej. Pan Stanisław ma wykształcenie technik mechanik. Jest również zawodowym kierowcą.

 

 

– A zna Pan historię jak to się stało, że bożnica stała się miejscem garażowym dla…?

– S.F.: Po wojnie, po drugiej, bo przed II wojną światową, jak sprowadzili sprzęt z Austrii, motopompę na wozie konnym, bo takie były… i u jednego ze strażaków była taka szopa wybudowana i tam była ta motopompa. Ale po wojnie no to wszystko to rozkradli… pozbierali to druhowie, posklecali to do kupy no i chyba urząd gminy musiał im dać to w dzierżawę. Nie pamiętam, no ja nie byłem w ten czas. Z tego co wiem, tylko z kroniki, no to w 55 roku wyremontowali tą bożnice i tak to się ciągło, no i dopiero w latach…

– A kiedy Pan się stał tym ochotnikiem?

– S.F.: Ochotnikiem to ja miałem 16 lat, tylko w Poznachowicach. Później poszedłem do wojska, po wojsku się ożeniłem, przeszedłem do Wiśniowej, no i dopiero w 83 roku w Wiśniowej wstąpiłem do straży pod namową prezesa akurat. Bo tak to nie miałem czasu nawet też myśleć o tym.

– Pana rodzice są z Poznachowic? Pan jest rodowitym…?

– S.F.: Poznachowianinem. Ale to gmina Wiśniowa tak samo.

– A co było przyczyną, że Pan zaangażował się w strażactwo?

– S.F.: No ja po prostu… mnie to cieszyło. Tak jak mówię od 16 lat byłem, a później jak się po wojsku ożeniłem, jakoś nie było czasu na początku, bo to człowiek galopował sie, budowałem stajnie wtenczas, „Złota Wiecha”[1] była i tuczarnie trzody chlewnej i nie było czasu się zajmować… Dopiero w 82 roku, tak, właśnie prezes, kolega Ciślik, myśmy się tak kolegowali wcześniej już, no i on mnie tak wynamawiał: „wstąp, będziemy budować”. Wiedział, że coś zrobimy razem.

– Czy to że Pan jest mechanikiem, ma wykształcenie mechaniczne jakoś Panu pomogło w tym strażowaniu?

– S.F.: No na pewno, jako kierowca już i jako mechanik to nie było problemu z samochodem i później. A tych samochodów to były takie stare… żuk później był, no ale jak już wybudowaliśmy remizę to załatwiłem w Krakowie, na komendzie, dostaliśmy nowego STARa 244 i nową motopompę także było to już coś w tamtych czasach.

– Kiedy miał Pan te 16 lat to ilu Was było w takiej straży?

– S.F.: Nie pamiętam. To ojcowie byli tak samo. Po prostu na warty chodziliśmy całe lata w okresie żniwnym, bo to tak było dawniej.

– Co to znaczy chodzić na warty?

– S.F.: No całe noce, w nocy, nie? Dwóch strażaków miało codziennie warty, co… no i od wieczora do rana chodzili drogą czy gdzie jaki pożar żeby widzieć. Bo nie było takiej łączności jak teraz, że są telefony.

– Czy był gdzieś albo w Poznachowicach albo w Wiśniowej dzwonek loretański[2]?

– S.F.: Syrenę mieliśmy. To już wtenczas była w 56 roku zamontowana syrena.

– A ojciec coś opowiadał o tym jak to on był…?

– S.F.: A to wie Pan, w tych latach w Poznachowicach to się niewiele co działo, bo remizy nie mieli, samochodu nie mieli. Była ta straż taka biedna bo takie były straże wtenczas biedne. Na wóz prywatny się kładło motopompe i tak jechali do pożaru.

 

Fragment wywiadu z Panem Stanisławem Furmanem

 

[1] Chodzi o Ogólnopolski Konkurs „ZŁOTA WIECHA” na najlepsze nowe i zmodernizowane budynki w gospodarstwach rolnych organizowany od czasów PRL-u do lat 2000.

[2] Dzwonek loretański – dzwonek umieszczony na dzwonnicy loretańskiej poświęcony Matce Bożej Loretańskiej mający ostrzegać m.in. przed pożarem oraz wzywać do jego gaszenia – tradycja przyniesiona do Polski prawdopodobnie przez pielgrzymów z Loreto we Włoszech, gdzie zgodnie z apokryficznym przekazem miał się znajdować tzw. Domek Matki Bożej. Kult Matki Bożej Loretańskiej i zwyczaj budowania replik Świętego Domku z Loreto rozpowszechnił się w Polsce w XVII w.  W XVIII w. zaczęto budować po wsiach dzwonnice zwane „burzówkami”. Ich głos miał ostrzegać nie tylko przed pożarem. Przede wszystkim na południu Polski wierzono, że dzwonek loretański odstrasza płanetników – złe duchy ściągające z nieba pioruny i grad. Z czasem przypominał on również o odmawianiu modlitwy „Anioł Pański” oraz wzywał na codzienne nabożeństwa majowe i różańcowe. Większość dzwonnic na tych terenach zbudowana została w XIX lub na początku XX stulecia.