Andrzej Stalmach

 

Profesja/umiejętność/praktyka:  kowalstwo, rolnictwo, chów i handel bydłem i trzodą chlewną

Miejsce zamieszkania:  Lipnik

Pan Andrzej mieszka w Lipniku od urodzenia. Jest znanym lokalnym kowalem. Ojciec Pana Andrzeja był rolnikiem. Mimo podeszłego wieku posiada czynną kuźnię. Do dziś można u niego wykonać drobne usługi typu wyklepanie “blach” do pługa. Po części tradycję rodzinną kontynuuje jeszcze wnuk Pana Andrzeja, który z wykształcenia jest inżynierem. Specjalizuje się w konstruowaniu i naprawie kombajnów. Brat Pana Andrzeja – Jan Stalmach – jest uznanym stolarzem. Drugi brat był szewcem w Dobczycach. Ponadto Pan Andrzej handlował aktywnie po okolicznych jarmarkach młodą trzodą chlewną i bydłem.

 

 

– A.S.: Tam zem posedł na praktyko na półtora roku. Dojezdzołem na rowerze do Wiśniowe tu gdzie jest staro poczta, ale on już nie zyje bo starsy był. A potym zacołem w domu robić.

– A jak do tego doszło, że kowalstwo? Czy Pana ojciec był…?

– A.S.: Nie, ojciec był rolnikom. Od początku nie było tu żodnego kowola.

– I to Pan tak zdecydował, że sam chce zostać kowalem?

– A.S.: Tak sam zdecydowałem bo podobał mi się ten zawód. A potem wybudowałem to koło domu no i od początku tak jest. No zmieniło się, ze wcześniy takim miechom sie chowało, ton miech jesce mom i był skórzany nawet. My oba z bratom robili bo nojpryw jo zem kupił jak zem był mały i patrzołem jak zem był u majstra i wtedy było ciuzko bo trzeba było skóry kupić z takich dwóch jałówek. W Dobczycach kupowołem prywatnie bo downi za komuny nie dało sie tak kupić. No i w Dobczycach brat robił buty a drugi jest stolorzom a trzeci zmarł jak był malutki no i siostry były.

– A! buty jeszcze jeden brat robił tak?

– A.S.: Tak buty robił ale łon juz downo nie zyje.

– A siostry czym się zajmowały?

– A.S.: Były na rolnictwie. A jedna umiała robić kwiotki z bibuły takie ozdobne.

– A czy przekazał Pan komuś to kowalstwo, synowi może?

– A.S.: Nie, syn w tym nie robi, wnuk klepie ale pracuje, wykształcenie mo magistra inżyniera no i robi i naprawio kombajny. Nie roz robi od 8.00 do 5.00 po południu. A jak jeździ za Kraków to nawet na 8.00 wieczór przyjyzdzo. To już nic nie zrobi po robocie jesce oni majo gospodarstwo, tymi maszynami wszystko robi. A syn tyz pracuje na cepeenie. Ale on w tym nie robi. Tak zespawać to zespawo ale tak to co innygo to nie.

– A może Pan coś więcej opowiedzieć o tej praktyce?

– A.S.: No kuło sie tam przeważnie wozy drzewiane bo nic innego nie było i pługi konne sie naprawiało, brony, konie sie tyz podkuwało. Normalnie podkowy sie robiło. Wszystko sie robiło ręcznie. No różne konie były niektóre nie chciały stoć to sie je przywiązywało do cegosik albo trzymało w kilka chłopów. A późni jak zem zacął robić w domu to wozy konne drzewiane same. To wszystko się robiło te brony, pługi, kiedyś to było wszystko na podania. No to wtedy się robiło i żelazo kupowało choć było ciężko aby kupić. A potym jak już były traktory to robiłem brony do ciągników, jo robiłem takie porządne grube. Zęby do bronów kupowałem a reszte sam robiłem. I pługi tyz robiłem do ciągników jak był już prąd to spawarką, to spawałem i robiłem. Wykuwołem tyz takie bryczki co jeździli na wesela i na chrzciny. Jak było porządne duże wesele to trzeba było z 10 lub 15 wozów. A jak było podlejse wesele to z 8. Te koła i to wszystko trzeba było wystroić i wyrzeźbić żeby to miało jakiś wygląd. Wybijało się nawet rok, w którym się to robiło.

– Niesamowite, a zaznaczał Pan gdzieś, że to jest Pana robota?

– A.S.: Casym po jednej literze sie wybiło. Część poginęło ale cosik by sie jesce znalazło. Roz tako staro brycko wyrzeźbiłem. Na jednym kole były te wicki i musiołem takie same dorobić na czech kołach. Jak se kto umyśloł to były takie piykne powyginane z metalu. Może tam być jeszcze ta brycka koło „Kalisia” tam na dole. A późniy rzeźbiło sie deskami ze smreków i łupili te korzunie na takie ciunkie i tym wyplatali. Albo na kolorowo albo jak kto chcioł. Na balkonie te prenty co mom zrobione na górze to zem to som robił.

***

– A proszę nam powiedzieć dlaczego Pan to robił?

– A.S.: Zamiłowanie miołem do tego. Kazdy mo do cego innygo, jak godali jedyn mo dlo gołubi a drugi mo dlo bab.

– A Pan miał do tego. A jakby Pan to określił, że to była robota?

– A.S.: Tak robota, jak to mówio trzeba wykonywać swój zawód tak jak mo być! Bo nie wolno robić po łebkach. Bo zawse sie robiło aby to miało rece i nogi a nie żeby spartasić.

– A określiłby Pan swój zawód jako rodzaj powołania?

– A.S.: Chyba tak było. Każdy mo do cegoś powołanie.

Fragmenty wywiadu z Panem Andrzejem Stalmachem