Jan Stalmach

 

Profesja/umiejętność/praktyka:  stolarstwo, chów byków, muzykowanie (harmonia)

Miejsce zamieszkania:  Lipnik

Pan Jan urodził się w Lipniku, w którym mieszka całe życie. Jego ojciec był rolnikiem. Brat mieszkający po sąsiedzku Andrzej Stalmach – jest uznanym kowalem. Drugi brat był szewcem w Dobczycach. Pan Jan przez ponad 50 lat prowadził zakład stolarski w Lipniku. Specjalizował się przede wszystkim w wyrobie solidnych okien i drzwi. Obecnie rodzinne tradycje stolarskie kontynuuje jego syn Józef Stalmach, który również przyucza swojego syna. Warsztat specjalizuje się w drobnej architekturze drewnianej typu altanki i meble ogrodowe. Zamiłowaniem Pana Jana jest chów byków. Ponadto lubił grać na harmonii. Grywał na przykład podczas wielkanocnych wiśniowskich Dziadów Śmiguśnych lub chodząc po kolędzie z szopką. Żona Pana Jana słynęła z wypieku tradycyjnego chleba, który piekła również na zamówienie. Dziś piecze jedynie dla rodziny na własne potrzeby nadal wykorzystując do tego opołki ze słomy wykonane u opołkarza z Glichowa.

 

 

– J.S.: (…) Dzisiaj już nikt nie ma na nic czasu, chociaż są maszyny. Dawniej się młóciło i wszystko się rękami robiło i to się miało czas spotkać z drugim człowiekiem i porozmawiać, a teraz świat na nic nie ma czasu.

***

– J.S.: A kto by tu dziś siedzioł i strugoł… a nikt… nikt by nie strugoł…

– Dlaczego się Pan akurat tym zajął?

– J.S.: No bo trza było czegosi się chycić a bo wtedy nie było takich tam… to chyciłem sie tego no i dość to sło no!… No i dość się szybko robiło ale roboty było moc! Bo w tamtych czasach trzeba było się czymś zająć, roboty było bardzo dużo. Także to okna i drzwi u niektórych ludzi to mają i po 40 lat i są do dziś, jeszcze są.

– Aha, czyli trzymają się! A kiedy Pan zaczął? Jak do tego doszło?

– J.S.: Zacząłem jak miałem 25 lat a teraz mam 88.

– A Pana tata też się tym zajmował?

– J.S.: Nie. Tata się zajmowoł rolnictwem.

– A no tak, a brat poszedł w kowalstwo a Pan w stolarstwo.

– J.S.: No ja sie tym tak zajął i trzymom się tego odkąd żem zaczął. Wszystko się robiło ręcznie. Nie było żadnych widełek, żadnych… Nic.

– A u kogoś się Pan uczył?

– J.S.: A no ja ino miesiąc sie uczył, tam w Glichowie taki był…

– A jak Pan do niego trafił?

– J.S.: A to niedaleko tam było, a później to już wziołem i takie widełki zrobiłem sam i sam robiłem już, także jak siem przypaczoł i już sam zacząłem i dość to sło.

– I od początku Pan tutaj robi?[1]

– J.S.: Nie, pierw w starym domu, dopiero pote tu my postawili dom. Tam był, tako izba była mało i w tym zem robił cały tam czos. To tu tam za tym domem było.

– Czyli większość czasu tam Pan robił? Większość życia tam?

– J.S.: No tam. A może z 30 lat tam.

– A tu od…?

– J.S.: A tu niedawno, no może z 15 lot. Ale już teroz nie robie nic prawie. Jedynie se syn tu cosi tam robi.

– A no właśnie, syn robi, bo właśnie się chciałam spytać Czy Pan chciał to komuś przekazać? Czy przekazał Pan tę swoją profesję dzieciom?

– J.S.: Tak syn się uczył we stolarni to i jemu żem doł i miał stolarnię swoją. A teroz zaś wnuk sie ucy.

– O! i wnuk się uczy, no pięknie! A ile ma wnuk lat?

– J.S.: 19.

– I tutaj się uczył u Was, u dziadka, w tym warsztacie?

– J.S.: Tak.

Fragmenty wywiadu z Panem Janem Stalmachem

[1] Wywiad został przeprowadzony w rodzinnym warsztacie stolarskim koło nowego domu Pana Jana.